Zdjęcie książki Pstryk - Dan Heath, Chip Heath - zdjęcie okładki

Pstryk – Dan Heath, Chip Heath

Każda zmiana jest procesem, który można zaplanować i do którego można się przygotować.

Chcesz zacząć biegać z samego rana, ale na myśl o wyjściu z domu jeszcze szczelniej owijasz się kołdrą?

Próbujesz namówić pracowników do przyjazdu do pracy rowerem, a nie samochodem, ale oni wciąż wolą korkować parking, zajmować miejsca dla niepełnosprawnych i niszczyć wszystkie trawniki w około? A może partner lub partnerka nie chce się angażować we wspólne sprzątanie mieszkania i na każde wspomnienie tematu odpowiada, że mu to „nie przeszkadza”?

Nic dziwnego. Wszystko to wiąże się ze zmianą, a zmiany są trudne. Szczególnie, jeśli dotyczą mocno zakorzenionych w nas zachowań.

Trudne nie znaczy jednak niemożliwe, a udowadniają to Dan i Chip Heath w swojej książce „Pstryk. Jak zmieniać, żeby zmienić.”

Tę książkę napisali dwaj bracia – Dan i Chip Heath, a Pstryk to tylko jedna z ich bestsellerowych książek.

Obaj są konsultantami i pracują dla takich gigantów jak Microsoft czy Nike. Ich książki zostały przetłumaczone na ponad 30 języków, a doświadczenie – co udowadniają w książce – mają niesamowicie bogate.

Ta książka jest dla Ciebie, jeśli:

  • próbujesz coś zmienić w swoim życiu, firmie lub pracy, ale wciąż Ci się nie udaje
  • wciąż rezygnujesz z postanowień
  • chcesz działać bardziej świadomie i skutecznie.

Z tej książki dowiesz się przede wszystkim:

Każda zmiana jest procesem, do którego można się przygotować i który można w jakiś sposób zaplanować.

Autorzy skupiają się na trzech kluczowych krokach do wprowadzenia dowolnej zmiany, jaką chcemy wprowadzić, czy to u siebie, czy w naszej organizacji. I dziś właśnie chciałbym Ci o tych trzech krokach opowiedzieć.

Zanim jednak zaczniemy, wyobraź sobie taką sytuację:

Jesteś w Indiach, w małej wiosce, przechadzasz się między straganami, oglądasz wystawione tam produkty, idziesz od jednego do drugiego i nagle zauważasz stoisko z masą owoców.

Widzisz tam tak przeróżne rzeczy, jakich jeszcze nie widziałeś i każdego z nich chciałbyś spróbować. Podchodzisz więc bliżej, rozglądasz się i widzisz ogromny kosz wypełniony po brzegi mango. Ruszasz więc prosto w jego kierunku.

W tym momencie drogę zastępuje Ci słoń, zasłaniając cały kosz z mango.

Normalnie krew Cię zalewa, próbujesz go ominąć z lewej, z prawej, ale nic z tego. Nie jesteś w stanie go obejść w żaden sposób. Na poziomie swojego wzroku widzisz jednak zwisające z jego grzbietu nogi.

Myślisz sobie „A! czyli to ten frajer z góry przyprowadził tu tego pożeracza owoców!”. Podnosisz więc wzrok i już chcesz się wydrzeć na tego wrednego jeźdźca, który nie szanuje ludzi wokół siebie, ale zauważasz, że on wcale nie jest wredny.

On jest po prostu nieudolny!

Kompletnie nie panuje nad słoniem i choć okłada go pięściami z każdej strony, błaga i krzyczy jednocześnie, to słoń ani drgnie i dalej wyjada owoce z kosza.

I co najciekawsze, taka walka toczy się co najmniej kilka razy dziennie w głowie każdego z nas.

Jeździec reprezentuje racjonalność – myśli analitycznie, rozkminia i przetwarza dane.

I jest sobie słoń – kierowany emocjami, instynktem. To on rusza jako pierwszy do kosza z czekoladą, kiedy ją widzi w sklepie.

O tyle jest fajnie, kiedy jeździec i słoń mają wspólny cel. Gorzej jest jednak, kiedy nie zgadzają się co do kierunku jazdy. Wtedy powstaje konflikt. W takim wypadku, trudno jest cokolwiek zrobić, bo te dwie siły się bardzo mocno ze sobą kłócą, a na ich współpracy szczególnie nam zależy, kiedy chcemy wprowadzić jakąkolwiek zmianę.

Jeśli słoń nie ma motywacji do działania, jeśli nie chce iść rano biegać, to jeździec go nie ruszy. Słoń będzie spał i nawet nie zauważy, że ktoś go tam klepie po karku. Natomiast, jeśli jeździec zacznie nadmiernie analizować, zastanawiać i nie będzie wiedział, czy pójść w lewo, czy pójść w prawo, czy pójść biegać, czy pójść na siłownię, to słoń po prostu pociągnie go gdziekolwiek mu się zamarzy i prawdopodobnie nie będzie to żaden z tych kierunków.

Szybko jednak zgubi cel lub zabłądzi i znowu powstanie błędne koło.

Jeśli jednak ci dwaj będą współpracować, to każdy cel staje się osiągalny. I teraz chciałbym Ci powiedzieć, co możesz zrobić, jakie trzy kroki możesz zastosować, żeby i jeździec i słoń szli jedną ścieżką w jednym kierunku.

Zaczynajmy!

Krok 1: Wskaż kierunek jeźdźcowi

Jak już powiedzieliśmy wcześniej, jeździec to ta racjonalna i analityczna strona naszego mózgu. To on rozkminia co jest dobre, co złe, w którą stronę pójść, w którą nie pójść. Czy lepiej będzie zjeść banana, czy jabłko.

Jeździec, żeby dobrze działał i nie zastanawiał się, a podejmował dobre decyzje, potrzebuje przede wszystkim konkretnego celu. Potrzebuje wiedzieć, gdzie ma dojść i dlaczego tam chce dojść.

Potrzebuje konkretnego planu, najlepiej takiego krok po kroku, żeby wiedział gdzie postawić pierwszą stopę, a gdzie drugą.

Najpierw ma zjeść jabłko, później banana, później ugotować sobie owsiankę, a na końcu zjeść ryż z warzywami. I to mu po prostu ułatwi działanie. Będzie wiedział dokładnie, co ma robić i nie będzie się musiał zastanawiać.

Tak samo, jak łatwo nam jest zrobić zakupy, jeśli mamy gotową listę.

Zrobimy je wtedy o wiele szybciej, nie będziemy się zastanawiać, czego jeszcze potrzebujemy, a czego nie i nie będziemy kluczyć po wszystkich alejkach w sklepie tylko od razu pójdziemy na nabiał, na pieczywo, na warzywa i od razu do kasy. Nie będzie potrzeby przemierzania całego sklepu i każdej alejki.

Jeźdźcowi jednak nie zawsze łatwo jest wyznaczyć konkretny cel, dlatego żeby mu to jeszcze bardziej ułatwić przyda się sprawdzony sposób, przydadzą się takie jasne strony, coś, co już działa, nad czym nie musi się zastanawiać. Co widać, że to jest dobre i nasz jeździec może po prostu podążać tą ścieżką, która została przez kogoś wytyczona. Te jasne strony ułatwiają też skupienie się na szukaniu rozwiązania, a nie na drążeniu problemu. Bardzo dobrze obrazuje to przykład, który autorzy podali w książce.

Przykład Jerry’ego Sternina

Jerry Sternin, jako pracownik organizacji „Save the Children” w 1990 roku został poproszony o otwarcie nowe biura w Wietnamie, by pomóc organizacji walczyć z niedożywieniem w tym kraju.

Jerry podszedł do tego zadania bardzo entuzjastycznie. Zabrał rodzinę, wsiadł do samolotu i poleciał do Wietnamu. Na lotnisku powitano go jednak dość chłodno…

„Panie Sternin, ma pan pół roku, żeby coś zmienić.”

Jak się pewnie domyślasz, takie przywitanie wcale nie zagrzewało do walki, ale Jerry postanowił nie poddawać się, nawet mimo tego, że sytuacja na miejscu była naprawdę tragiczna. Organizacja miała tam bardzo mało ludzi do pracy, świadomość lokalnej społeczności na temat niedożywienia (które było bardzo dużym problemem wśród dzieci) była zdecydowanie bardzo niska.

Oczywiście już wcześniej było wielu badaczy, którzy przyjeżdżali, robili badania, szukali przyczyn niedożywienia, tworzyli raporty itd. Nic się jednak z tego powodu nie zmieniło. Tych problemów było po prostu za dużo. Nie dało się tego wszystkiego naprawić. Szczególnie, że nie dysponowali dużym budżetem.

Jerry postanowił zadziałać troszkę inaczej.

Postanowił nie skupiać się na problemach, nie starać się oczyszczać wody, edukować lokalsów na temat zdrowego żywienia.

Postanowił poszukać jasnych stron.

Przebywając w jednej z wiosek postanowił porozmawiać z lokalnymi ludźmi, a szczególnie z matkami dzieci. Chodząc od domu do domu zadawał im takie pytanie:

Czy są w waszej wiosce dzieci, które pomimo biedy są lepiej odżywione niż inne?

Jak się okazało, takie dzieci były.

jerry sternin w wietnamie pstryk książki które uczą

Po kilku wywiadach postanowił sprawdzić, jak to jest możliwe.

Postanowił mentalnie podzielić sobie te biedne dzieci na dwie grupy: niedożywione i dożywione.

Chciał przede wszystkim zbadać, jak wygląda taka codzienna rzeczywistość dzieci dożywionych, Porównać środowiska tych dzieci i zobaczyć, jakie są różnice między nimi. Co sprawia, że jedne są niedożywione, a inne są dożywione i jakie różnice się na to składały.

Zauważył po swoich oględzinach, że dzieci niedożywione jadły dwa razy dziennie, tak jak dorośli, cały czas tak samo, bez żadnej zmiany. I w Wietnamie wtedy była przyjęta kultura jedzenia ze wspólnej miski, więc tak samo jadły ze wspólnej miski. Najczęściej też sądzono, że dzieci są małe, więc nie potrzebują żadnego mięsa, więc głównie jadły sam ryż i jeśli były chore, to na siłę im jedzenia nie dawano, stwierdzano, że jeśli nie chcą, to ok, będzie więcej dla reszty.

U dzieci dożywionych zauważył jednak trochę inne nawyki.

A nawet zdecydowanie inne.

Zauważył, że dzieci dożywione jadły cztery razy dziennie, czyli częściej niż reszta rodziny, częściej niż dorośli, jadły z oddzielnych misek, jadły ryż i owoce morza, a także liście jednego z lokalnych warzyw. Co równie istotne, zachęcano je do jedzenia nawet, gdy tego nie chciały, nawet gdy były chore i nie mogły nic w siebie wcisnąć, to matki wciąż dokarmiały je praktycznie na siłę.

Kiedy te różnice stały się jasne, Jerry nie zrobił typowej rzeczy dla badacza. Nie zrobił raportu, żeby go po prostu opublikować i przekazać wiedzę rządowi.

Postanowił zachęcić tę lokalną społeczność do działania.

Wiedział już z własnego doświadczenia i z doświadczenia swoich poprzedników, że sama wiedza po prostu nie zmienia zachowania. Wraz z lokalną społecznością, szczególnie matek, zorganizował wspólne gotowanie posiłków. Chciał przede wszystkim, żeby kobiety zamiast dowiadywać się, co mają robić, żeby ich dzieci były lepiej dożywione, wykształciły odpowiednie umiejętności poprzez praktykę, a przez nią zdobywały wiedzę.

Dzięki temu zaangażował nie tylko „jeźdźców” matek, to znaczy nie tylko pokazał im, że: „ok, tutaj u was lokalnie działają takie rzecz, więc jeśli tylko zamiast dawać dzieciom ryż dacie im troszkę warzyw, troszkę owoców morza, to będą wyglądały lepiej, aha, jeszcze karmcie je trochę częściej.”

Po pierwsze przemówił do ich jeźdźców dając im proste kroki.

Przemówił też do ich sfery emocjonalnej, do ich „słoni”. Ponieważ była to praca grupowa, te matki czuły się o wiele bardziej zaangażowane, widziały, że inne robią to samo, czyli „ok, jeśli inni to robią i to działa, to ja też mogę robić to samo i moje dzieci po prostu będą zdrowsze”.

Jak się okazało, cały program rozprzestrzenił się po Wietnamie na tyle, że dotarł do ponad 2 milionów Wietnamczyków i takie spotkania ze wspólnym gotowaniem i budowanie zdrowych nawyków żywieniowych odbywały się aż w 265 wioskach.

Czy jednak dało to jakieś praktyczne efekty jeśli chodzi o poprawę zdrowia dzieci?

Oczywiście!

Po pół roku od tego, kiedy Jerry Sternin zaczął organizować te lokalne spotkania, 65% dzieci było lepiej odżywionych właśnie dzięki temu programowi. Widać tutaj bardzo dobrze, w jaki sposób poszukanie jasnych stron, poszukanie: co u was działa i w jaki sposób możemy to rozprzestrzenić, nie szukając i nie tworząc jakichś niestworzonych programów, tylko biorąc to, co jest już dostępne, co jest sprawdzone, co nie jest trudne do wdrożenia i przekazując to innym, mamy o wiele większą szansę na to, żeby taką zmianę wprowadzić.

Krok 2: Zmotywuj słonia

Słoń to Twoja najbardziej prymitywna część Twojego mózgu.

To może być zarówno Twój największy sprzymierzeniec, ale też największy wróg, bo to właśnie słoń pierwszy sięga po ciastko, gdy jesteś na diecie, to on pierwszy zapala się do gry w siatkówkę, kiedy widzisz, jak reprezentacja naszego kraju wygrywa mistrzostwa świata z Brazylią i to właśnie tego słonia nie możesz ruszyć sprzed ekranu, kiedy np. chcesz obejrzeć jeszcze tylko jeden odcinek serialu i już bierzesz się do nauki 😉

Tak to jest niestety z tymi naszymi słoniami. Autorzy książki skupili się na 3 sposobach, które pomagają przy zmianie postawy i zachowania, i pomagają ruszyć tego wielkiego tłustego słonia sprzed ekranu.

Po pierwsze, znajdź emocje.

Nic nie motywuje go do działania tak jak radość, czy złość, czy frustracja.

Działanie słonia jest bardzo dobrze widoczne w zachowaniu kibiców podczas meczu, kiedy to emocjonują się każdą bramką, każdą porażką, każdym nie trafionym golem. Jest widoczne u biegaczy, kiedy mają to uczucie szczęścia po skończonym biegu.

Zauważ, że to nie jest to świadomość szczęścia – to jest uczucie szczęścia. Nic też z kolei nie powstrzymuje go tak bardzo, jak np. strach czy smutek.

Po drugie, wzmocnij ludzi.

W zmotywowaniu słonia pomaga też wzmocnienie ludzi, czyli stworzenie takiego poczucia tożsamości, przynależności, bycia kimś.

Pomyśl sobie np. dlaczego ludzie tak szaleją na punkcie sprzętu z nadgryzionym jabłkiem, czyli sprzętu Apple. Twórcy stworzyli wokół tej marki tak duży ładunek emocjonalny i tak bardzo powiązali to z pewnego rodzaju społecznością, że ludzie jeszcze bardziej chcą być jej częścią, chcą się utożsamiać w jakiś sposób z tym sposobem myślenia. Aż sam temu ulegam 😉

I te dwa sposoby są dość trudne, jeśli pomyśli się o tym, w jaki sposób mam je zaaplikować. Ale jest trzeci. I właśnie trzeci chciałbym, żebyśmy omówili sobie trochę szerzej.

Po trzecie, zmniejsz zmianę.

Jak się domyślasz, słoń, kiedy każesz mu wejść na Kilimandżaro, to nie ma bata, nawet się nie ruszy.

No, może przejdzie kilka kroków.

Poza tym nie ma szans, żeby doszedł na szczyt. Słoń potrzebuje wyzwania na miarę swoich możliwości. Ten punkt jest dla mnie szczególnie ważny, bo obala też jeden z mitów, z którym osobiście się po prostu nie zgadzam, to znaczy nie odczułem jego pozytywnego działania, a mówi on, że wyznaczone cele powinny być wielkie, bo to właśnie motywuje do działania.

I tak, i nie.

Autorzy przytoczyli tutaj bardzo ciekawe badanie, które zgrabnie pokazuje, gdzie leży różnica w tym podejściu. W jakiej sytuacji to duże wyzwanie, ten wielki cel motywuje, a w jakiej sytuacji on przeszkadza.

Przykład – nauka matematyki

Dwóch badaczy: Al Bandura i Dave Shang postanowili, że sprawdzą, w jaki sposób zmniejszenie zmiany wpływa na sposób przyswojenie materiału z matematyki u dzieci, które miały (według pierwotnego badania) poważny deficyt w dziedzinie arytmetyki.

Na początku zrobili im krótki test.

Dali dzieciom 25 zadań z odejmowania. Już wyniki ich lekko i przeraziły, i zachwyciły, bo okazało się, że dwie trzecie z tych dzieci nie rozwiązało ani jednego z tych zadań.

Co więc zrobili ci badacze?

Stworzyli kurs, który miał pomóc tym dzieciom w nauce odejmowania. Ten kurs stworzony był z 7 modułów i czas, który był potrzebny na jego przerobienie podzielono na siedem 30-minutowych sesji i w tym czasie uczniowie mieli się nauczyć odejmowania.

Podzielili ich jednak na dwie grupy: pierwszej grupie dali duży cel, czyli rozwiązanie wszystkich 7 modułów do końca siódmej sesji. Jeśli chodzi o drugą grupę, podeszli do tematu troszkę inaczej. Powiedzieli im, że na każdej sesji mają się zająć jednym modułem i go skończyć. Każdy moduł miał kilka stron zadań i dzieci pracowały we własnym tempie bez żadnej pomocy nauczyciela. Druga grupa miała więc ten cel podzielony na mniejsze części.

Kiedy ten okres się skończył, zrobili oczywiście test.

Jak się okazało, grupa, która miała duży cel wykonała 45% zadań z tego testu, za to grupa, która miała ten cel podzielony na mniejsze kroki, czyli ci, którzy mieli robić jeden moduł podczas jednej sesji, zrobili 81% zadań.

Średnio, bo średnio, ale 81%, czyli to jest prawie dwa razy więcej!

A na koniec, na dobitkę, dano jeszcze dzieciom chwilę czasu na zabawę, gdzie dano im dwa zeszyciki: jeden był z zadaniami z odejmowania, a drugi był z łamigłówkami. I tak, grupa z dużym celem, która miała rozwiązać wszystkie 7 modułów do końca siódmej lekcji, rozwiązała średnio 1 zadanie z odejmowania, a resztę czasu poświęciła na rozwiązywanie łamigłówek. Za to grupa z mniejszym celem rozwiązała średnio 14 zadań z odejmowania a niewielką część czasu poświęciła na zadania z łamigłówkami. Jaki więc wniosek wyciągnęli badacze?

Jak twierdzą, grupa z mniejszym celem, nie tylko umiała lepiej odejmować, czego dowodzą wyniki testu, ale też o wiele bardziej polubiła ten sam sposób spędzania czasu i to na tyle, by wybrać taki sposób spędzania czasu nad inny, powiedzmy prostszy i bardziej intuicyjny. To badanie też bardzo ładnie pokazuje, że wielki kosmaty cel może dla niektórych jest super, ale dopiero wtedy, jeśli wcześniej nabierzemy poczucia własnej skuteczności w tym obszarze.

Ten cel będzie nas motywował, jeśli wiemy, że jesteśmy w stanie go osiągnąć.

W tej sytuacji zawsze przychodzi mi do głowy kurs Mirka Burnejko Trzy poziomy, gdzie Mirek przeprowadza swoich kursantów najpierw przez wyznaczenie tego wielkiego celu, ale później mówi:

„dobra, to teraz sobie podziel ten cel, ten wielki, ogromny cel na trzy etapy, gdzie pierwszy etap to będzie tylko 10% tego celu, drugi to będzie 30%, a dopiero trzeci poziom, to będzie 100%, czyli to będzie ten wielki, ogromny cel.”

Właśnie chodzi o to, żeby po pierwsze przyzwyczaić się do tej zmiany, wyrobić w sobie takie poczucie, że „ok, czyli ja też to mogę zrobić, mogę iść małymi krokami, stopniowo przyspieszać, a gdzieś dopiero później będę myślał o sprincie na szczyt”. A słoń zamiast blokować nasze wyjście, zamiast się bać tego ogromnego celu powoli nabiera rozpędu i zaczyna nam wręcz w tym pomagać.

Krok 3: Wyrównaj ścieżkę

Wyrównanie ścieżki to nic innego, jak ułatwienie sobie działania.

W poprzednich krokach mówiliśmy o tym, jak nadać kierunek naszemu jeźdźcowi, jak mu ułatwić podjęcie decyzji, w drugim kroku – jak zmotywować słonia, jak ruszyć go do działania i żeby się nie bał, żeby po prostu zaczął działać.

Czasami jednak to nie wystarcza.

Pomyśl sobie, że jest sobie jeździec, jest sobie słoń, mają do przemierzenia sawannę albo pustynię. Mamy cel, mamy jakiś plan, wiemy, że chcemy tam iść, a co jeśli nagle w trakcie nam się zachce np. odbić trochę w lewo, albo trochę w prawo, albo pomyślimy, że „hmm, może nie idziemy dobrą trasą, może się jeszcze raz zastanówmy, albo może jeszcze trochę skręćmy”.

Nagle cała wyprawa staje się problematyczna.

Czasem też ta droga może być po prostu trudna, może się składać z samych cierni i kamieni, i w pewnym momencie stwierdzimy, że kompletnie nie mamy ochoty przez to iść. Taką drogę najlepiej sobie po prostu ułatwić. I można to zrobić znów (autorzy bardzo lubią liczbę 3), można to zrobić na 3 sposoby.

Sposób 1 – stado

Możemy zebrać stado, czyli taką grupę wsparcia. Grupę ludzi, którzy albo idą w tym samym celu, albo nam kibicują.

Są to ludzie, z którymi możemy razem iść gdzieś i oni będą nas wspierać. Jak wiesz, o wiele łatwiej działa się w grupie. Już nie trzeba się motywować, jeśli ktoś przyjdzie po Ciebie i powie „hej, chodź pobiegać!”. Albo jeśli umówisz się z kimś, że od dzisiaj nie jecie słodyczy, to będzie to o wiele łatwiejsze, niż kiedy powiesz to tylko sobie.

Sposób 2 – nawyki

Można zbudować nawyki. Nawyki są takim autopilotem, gdzie jeden bodziec wywołuje jakieś konkretne działanie.

Dzięki temu unikamy zastanawiania się, nie potrzebujemy dodatkowej motywacji, bo to działanie, chociażby wyjście z domu na bieganie, jest pewnego rodzaju automatem, jeśli dzieje się to w sposób powtarzalny i mamy konkretną sytuację, która wywołuje określoną reakcję. Taka automatyzacja bardzo to ułatwia.

Sposób 3 – ulepszenie otoczenia.

Na tym skupimy się trochę bardziej.

Ulepszenie otoczenia polega na tym, żebyś zrobił co w Twojej mocy, żeby usunąć wszelkie przeszkody, by nie demotywować słonia i możliwie jasno rozrysować sobie drogę do celu, żeby jeździec nie musiał się zastanawiać.

I oczywiście autorzy podają w tym miejscu bardzo fajny przykład, który w tym przypadku pomógł w zbiórce żywności.

Przykład – „Skąpcy i święci”

Badanie to nazwano roboczo „Skąpcy i święci” i przeprowadzono w trakcie akcji charytatywnej zbiórki żywności na jednym z kampusów akademickich. Badacze chcieli stwierdzić, w jaki sposób podanie konkretnych instrukcji może wpłynąć na wykonanie działania lub nie.

Na początku zrobili jednak ankietę w jednym z akademików, ponieważ stwierdzili, że jedni studenci będą naturalnie hojni a inni nie będą chcieli się dzielić, ani nie będą chcieli pomagać, więc najpierw, chcieli ich jakoś rozróżnić.

Zrobiono więc ankietę, oczywiście nie pytając wprost, czy jesteś hojny, czy jesteś skąpy, tylko pytając, którzy z twoich współmieszkańców chętnie pomogą w zbiórce, a którzy nie.

Dzięki temu, że to ktoś wskazywał na inne osoby w swoim otoczeniu, mogli rozróżnić, kto jest prawdopodobnie skąpcem, a kto jest świętym.

Skąpców i świętych podzielono wtedy losowo na dwie grupy, by sprawdzić, czy wyrównanie ścieżki zadziała w obu przypadkach, czy w jednym tak, a w innym nie.

Zbiórka żywności organizowana była już za tydzień.

Pierwszej z grup dano ogólne informacje, czyli gdzie i którego dnia będzie zbiórka. I tyle.

Drugiej grupie natomiast podali konkretne informacje, czyli gdzie ta zbiórka się odbędzie, z dokładną mapką i wskazaniem, że będzie to bardzo znane miejsce kampusu, napisano im kiedy i w jakich godzinach ta zbiórka się odbędzie, napisali też, co by najchętniej było widziane, czyli żeby przynieśli ze sobą puszkę fasoli. Podano też taką sugestię, że kiedy już wiesz, kiedy i gdzie to będzie, to zastanów się, kiedy będziesz w pobliżu, żeby się specjalnie nie fatygować.

I te różne instrukcje wysłano losowo do obu grup.

Tydzień później wszystko już było jasne.

Jak się okazuje, z grupy, która otrzymała ogólny list tylko 8% świętych pomogło w zbiórce i nie pomógł w niej żaden ze skąpców, co akurat nie było zaskoczeniem, ale tylko 8% świętych. Za to z grupy, która dostała szczegółowy list pomogło 42% świętych, czyli tutaj mamy ponad 5-krotny wzrost i uwaga – 25% skąpców, czyli łącznie ponad 8 razy więcej z całej grupy badanych.

I teraz pomyśl, jak wiele akcji charytatywnych mogło nie zyskać pomocy właśnie przez to, że nie podali potencjalnym darczyńcom konkretnych informacji. Im bardziej określimy to, czego chcemy, im bardziej wyrównamy sobie tę ścieżkę, im bardziej usuniemy z drogi wszelkie możliwe przeszkody, tym większa jest szansa na to, że nastąpi jakaś zmiana albo działanie.

Jak też często podkreślają autorzy, coś co wygląda jak problem w ludziach, tak naprawdę często jest problemem tkwiącym w sytuacji. Ta sytuacja jest skomplikowana i trudna, i to ona nie pozwala ludziom na działanie. Dlatego mówi się o tym, że jak chcesz pracować w skupieniu, to wyłącz telefon i odłącz internet, jak chcesz się zdrowo odżywiać, to nie podchodź w ogóle do cukierni, nie zajeżdżaj do McDonalds’a chociażby nawet na kawę, bo wtedy się zbliżasz do tych trudnych sytuacji, w których Twoja silna wola może po prostu już nie wyrobić.

Czasem wystarczy po prostu ograniczyć sobie dostęp do pewnych rzeczy czy do pewnych zachowań, żeby w ogóle ich nie robić.

Podsumowanie

Chciałbym, żebyście zapamiętali z tej książki przede wszystkim, to to, że zmiana przebiega na trzech głównych płaszczyznach.

Po pierwsze, należy wskazać kierunek jeźdźcowi, ustalić konkretny cel, konkretny plan i znaleźć jasne punkty, które pomogą nam w podjęciu decyzji i upewnieniu się, że to jest dobre działanie.

Po drugie, należy zmotywować słonia, czyli znaleźć emocje wokół tego pożądanego zachowania, najlepiej jeszcze w jakiś sposób wzmocnić tę społeczność, którą albo chcemy w jakiś sposób zmienić, żeby oni w jakiś sposób się zaczęli zmieniać, albo wzmocnić siebie, zauważyć kim możemy się stać albo kim nie chcemy być.

Przy motywowaniu słonia pomaga też zmniejszenie zmiany, czyli sprawienie, żeby ten cel, który czasem może wydawać się wielki i nieosiągalny, żeby nagle przestał budzić strach i okazał się łatwiejszy w osiągnięciu.

Po trzecie należy wyrównać ścieżkę, a ścieżkę najłatwiej wyrównać zbierając stado, z którym razem będziemy mogli iść, zbudować nawyki, żeby nie zastanawiać się nad tym, co mamy zrobić, a czego nie, tylko, żeby działać na autopilocie. Oczywiście mówię o tych dobrych nawykach, a nie złych. I po trzecie, ulepszyć otoczenie, czyli usunąć wszystkie przeszkadzacze, które się mogą na naszej drodze trafić, ale też możliwie zawęzić sobie możliwości wyboru.

I oczywiście ostateczna decyzja o tym, czy zechcesz przeczytać tę książkę, czy zastosować tę wiedzę, należy do Ciebie.

I cóż, to by było na tyle.

Będę bardzo wdzięczny, jeśli zechcesz podzielić się nim z osobą, której Twoim zdaniem może się to przydać.

Jeśli masz jakieś sugestie co do książek, które mógłbym omówić, jakieś ciekawe propozycje, które warto przedstawić szerszej społeczności i wiesz, że pomogą wielu ludziom, to będę bardzo wdzięczny, jeśli napiszesz mi maila na adres kamil@ksiazkiktoreucza.pl albo zostawisz komentarz poniżej.

2 thoughts to “Pstryk – Dan Heath, Chip Heath”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.